Tomasz Zawalski
Wlodek Palczewski
Radoslaw Saniewski
Kursanci szkoleni na zeglarza, uczyli sie wezlow cumowniczych. Poniewaz
nikt przy sobie nie nosi podrecznej dalby, dla ulatwienia wezly wiazali
sobie na nogach.
Nastepnego dnia na wodzie, jedno z pierwszych podejsc do pomostu,
wykonywane na pokaz przez sternika. Wiatr solidny, ze cztery, idealnie
odpychajacy:
-Przygotowac c. dziobowa do oddania!!!
-Jest -,,- !
-Cume dziobowa oddaj!!!
-Jest -,,-!
Pawel Czechowicz
Kurs zeglarzy. Cwiczenia na wodzie, ogolnie
zabawa bo to juz koniec kursu. Mozna wtedy
cwiczyc roznosci jak np. "stawanie" na kotwicy.
Wychodzi wiec zalogant na komende:
Tomasz Zawalski
Adam Stolarczyk
Maciej Dems
Marek Matula
Maciej Olszewski
Sebastian Dabrowski
Jacek Rozanski
PP
Dominika Widawska
Marek Jazienicki
ZWROOOOOOT !!!
Na co odpowiedzial mi ryk smiechu kumpli z drugiej strony burty tzn. sluchawki.
Pawel Turczynowicz
Powy¿sza strona jest w trakcie tworzenia.
Andrzej Arnt
Kiedys, dawno temu przydarzylo mi sie cos niesamowicie glupiego i chyba
za razem smiesznego. Otoz pewnej pieknej wiosny (maj) wybralismy sie na maly rejsik.
Wyplywalismy z Wilkas i postanowilismy zaliczyc Sztynort i ogolnie polnoc.
poniewaz byl to pierwszy rejs w sezonie, nie mielismy sie ze szczescia.
Po przeskoczeniu Niegocina wchodzimy do kanalu Luczanskiego, szmaty w dol.
Biore cume i jade... po nabrzezu. Kumpel za sterem. Gadamy sobie, usmiechamy
sie. Chcielismy jak najszybciej przejsc kanal, rozumiecie, niecierpliwosc
pierwszego razu, wiec niezle dawalem pary z ta cuma przed lajba. Wszystko byloby w
porzadku, tylko ci ludzie. Zauwazylismy, ze troche dziwnie na nas patrza. Ale co
tam, wczesna wiosna, jeszcze zimno, oni w kurtkach, wiec pewnie dlatego. Ciagne
dalej. Pierwszy most, wiec sie rozpedzilem, zeby lepiej przejsc pod kolejowym.
Nagle sruuuuuuu. Teraz juz wiedzialem dlaczego wszyscy tak dziwnie na nas
patrzyli. Nie polozylismy paly. To wydaje sie wrecz nieprawdopodobne, zeby w kanale zapomniec o
polozeniu masztu, tym bardziej, ze bylo nas dwoch.
Tak to widac bywa, ze w przyplywie entuzjazmu, cos czasami mozna pominac
;-))
Dodam jeszcze, ze tym kanalem przechodzilismy wczesniej juz pewnie
dobrze ponad kilkanascie razy.
Haha, z nadmiaru entuzjazmu to mozna rozne rzeczy zrobic. Np:
stoimy w Mikolajkach (jak co noc tance, hulanki, swawole). Stalismy
dziobem do kei i na kotwicy z rufy (potrzebna nie byla bo stalismy burta
w burte jak sardynki). Wieczorem ktos robil pranie i przewiesil jeansy
(dzinsy :) przez kosz rufowy, przykrywajac line kotwiczna. Rano oddalismy
cumke dziobowa, odepchnelismy sie od burt sasiadow, dziob na wode, silnik
i na srodek wody. Zebralismy z burt obijaczki, klar do stawiania zagli,
50m od brzegu. Dopiero w tym momencie ktos sie zorientowal, ze kotwica za
burta :-O Padla niestandardowa komenda:
- Wybierac kotwice. Tylko cicho, zeby z brzegu nie zobaczyli.
Takie dziwy mozna zrobic jak czlowiek jest w szoku, ze sie wreszcie nad
wode z miasta wyrwal :-))
Slyszalem jedynie ta opowiesc, ale znajac jaj bohaterow wierze w nia na
99%.
Pojezierze Ilawsko-Ostrodzkie. Rejs: kilka omeg, DT-ta. Wieczorny popas
na jeziorku w okolicach Milomlyna (juz nie pamietam jak sie to jeziorko
nazywa). Kilku kolesi wsiadlo na DZ-te aby sobie te pare kilometrow do
Milomlyna na piwo kanalem na wioslach wyskoczyc. Wrocili pozna noca
raczej w kiepkich nastrojach. Okazalo sie, ze plyneli z kotwica za rufa
do samego Milomlyna i zorientowali sie dopiero jak chcieli ja rzucic na
miejscu. Zpowrotem jakos lzej im szlo :-)))
Oboz zeglarski - Stacze, Jez. Rajgrodzkie. Jakies 5 (?) lat temu:
W tym momencie kursant wyskoczyl na pomost, a nastepnie szybko i fachowo
zacumowal omege.
Do wlasnej nogi!
A poniewaz wiatr byl odpychajacy...
Z zeglarskiego worka smiechu, czyli zaslyszane na przystani:
- przygotowac kotwice do rzucenia
- kotwica do rzucenia klar
- kotwice rzuc
I niby nic, gdyby nie zapatrzona zaloga w szybujaca
kotwice, za ktora szybuje niezaknagowana do pokladu
lina. Dobrze, ze byla plywajaca :-)
Swobodne plywanie z jednym patentowym na pokladzie.
Wesola gromadka ludzi na omedze z przewaga kobiet
pierwszy raz na lodce. Raz silniej wieje, raz
slabiej, ogolnie slonecznie i zabawnie. Czas jednak
wracac do portu. Do cumy wyslana zostaje wlasnie taka
nieprzeszkolona zaloga, bo coz moze byc trudnego
w oddaniu cumy :-)
Podchodzenie za szybko wiec w ostatecznosci pada
komenda:
- chron dziob
I rzeczywiscie jest chron dziob - panienka kladzie obie
rece na swojej twarzy, w chwile pozniej zaskoczona wstaje
z desek pomostu
Szkolka zeglarska na malym jeziorze.
Instruktorzy stosowali dwa style wydawania komend:
a) -Sternik ostrzyc, sternik odpadac, sternik trzymac kurs
b) -Ster lewe, ster prawo, ster zero
No i oczywiscie na egzaminie jedna z pan wyjechala do egzaminatora
(siedzacego za sterem) podczas jakiegos szybkiego manewru:
-Sternik zero!
:-)))
Reszta zalogi miala problemy z utrzymaniem paszcz zamknietych ale poniewaz
czekali w kolejce ...
Ten sam kurs. Szkola srobkowania. Jeden z kursantow trenuje samodzielnie.
Wiatr 3 do 4, odpychajacy. Po godzinie ktos zauwaza brak baczka. Po
nastepnym kwadransie ktos zauwaza baczek... pod przeciwleglym brzegiem,
jakis kilometr od przystani. Po pewnym czasie omega sciaga baczek i
mokrego z wysilku kursanta :))
Zdarzenie mialo miejsce w Mikolajkach. W Wiosce Zeglarskiej.
Tym co tam nie byli wyjasniam, ze w WZ sa pomosty skladajace sie z
plywajacych segmentow.
Bylo okolo polnocy, siedzielismy w Orionie i szykowalismy sie do snu.
Nagle - pukanie. Kumpel otwiera zejsciowke i pyta:
- Slucham ?
- Czy moglby Pan na chwile wyjrzec? Bo ja tego nie potrafie
odpowiedziec - powiedzial ten co do nas pukal.
Popatrzylismy niepewnie na siebie - o co mu chodzi ???
- Ale o co Panu chodzi? - ponowil pytanie kumpel
- Ale prosze, niech Pan na chwile wyjrzy, bo ja nie potrafie
tego wytlumaczyc - nieustepowal nocny gosc.
Wiedzieni ciekawosci wyszlismy z jachtu.
- Czy widzicie panowie - powiedzial wskazujac na srodek
Mikolajskiego - ten dryfujacy jacht z kawalkiem pomostu? Ktos mi chyba
zrobil glupi kawal. Nie mam jak sie dostac na lodke. Czy mogliby
panowie mi pomoc?
Koncowe slowa zagluszyl wybuch smiechu...
Odcumowalismy naszego Oriona, na pagajch podplynelismy do dryfujacego
pomostu, zacumowalismy obok jego jachtu, po czym... wyszlismy z
pagajami na pomost i zaczelismy wioslowac, holujac za pomostem dwia
jachty. :-)))
Na koniec wykonalismy jeszcze manewr, ktorego jakos dziwnie nie ucza
na kursach zeglarskich: dojscie pomostem do pomostu...
MORAL: Patrz do czego cumujesz. Bo tamten kawelek byl tylko dowiazany
cuma do reszty pomostu.
Plywlismy w towarzystiw drugiego jachty - Gigi (zanurzenie ok. 0.5 m).
Chcielismy podplynac do Niedzwiedziego rogu na postoj.
Plynelismy rowno, burta w burte. W pewnej chwili, juz blisko brzegu,
znajomi z Gigi stwierdzili "to plyncie pierwsi, puszczamy was
przodem"... i staneli w miejscu jakby mieli hamulce.
Potem okazalo sie, ze po prostu w tym samym momencie zaryli kilem w
dno. A my podobno mielismy miny jakbysmy zobaczyli ducha :-))))
To i ja sie dorzuce. Opowiem nie o przypadku, ale o psie. Psie naszego
Kapitana. Bydle zwalo sie Robin i mialo 0,7 m wzrostu w klebie. Jak
stanal na tylnych lapach to bylo ze dwa metry. No wiec ten malutki
pieseczek uwielbial lowic patyki z wody. Kiedys, gdy nam obijacz wyplynal
na jezioro Kapitan rzul w niego patykami liczac, ze Robinek okaze sie
taki glupi na jakiego wyglada i przyniesie znacznie wiekszy i lepiej
widoczny obijacz. Zludne nadzieje...
Najlepsze bylo jednak to, ze psina skakal nie tylko za patykami, ale
takze za kotwicami. Skakal, lapal pyskiem za line i probowal wyciagnac.
Jak sie mialo pecha, a kotwica byla stosunkowo lekka to trzeba bylo
jeszcze raz ja rzucac...
Przechodzilismy z Tajt na Niegocin starym kanalem Niegocinskim, maszt,
a jakze, polozony - w gorze pozostal jedynie patent do kladzenia
masztu - nic wielkiego - zaledwie 2 metry powyzej pokladu. Pierwszy
most - spoko, idziemy na pelnym gazie bo spieszy nam sie na Niegocin
(bo ladnie wtedy wialo), a kanal zupelnie pusty. Zblizamy sie do
drugiego mostu - kolejowego. Jakies 30m przed mostem zaczynam miec
watpliwosci: zmniejszam moc do polowy, pytam zalogantki na dziobie:
"zmiescimy sie?"; w odpowiedzi slysze niepewne "chyba"... Zmniejszam
obroty jeszcze bardziej - silnik ledwo pracuje, do mostu mamy jakies
15m. Staje na burcie, zeby lepiej widziec przeswit mostu - patrze i
mowie "spoko", lecz mimo to przed samym mostem wrzucam "luz".
Wchodzimy pod most: "patyk" doslownie "dotyka" mostu - nie zostal
nawet 1cm! Wszyscy czujemy ulge, juz prawie z powrotem wrzucam bieg,
lecz nagle z dziobu dobiega do mnie glos zalogantki: "oj!". Odwracam
sie i oczom nie wierze: zaraz za mostem w poprzek kanalu idzie jakas
rura. Niby nic, ale przechodzi 5cm nizej niz most! Oczywiscie za malo
czasu by cokolwiek zrobic: slysze tylko glosne [dup] - "patyk" tak
przypie***yl, ze wypadl z masztu i rabnal w poklad. Na szczescie obylo
sie bez strat. I pomyslec, ze wystarczylo go chwile wczesniej po
prostu... wyjac (jakies 10 sekund roboty) ;-))))
Wyplynelismy z Helsinek przez nikogo nie niepokojeni szczesliwi, ze
znow jestesmy na wodzie .... do czasu.
Po jakiejs dobie telepania sie w kierunku Szwecji ktos z nas zauwazyl
na horyzoncie maly punkcik, ktory dosyc szybko sie powiekszal.
Tym punkcikiem okazala sie byc finska lodz, a wlasciwie ponton
strazy przybrzeznej o skromnych parametrach technicznych (jakies
2 razy po 250 KM + GPS + pare innych bajerow + maksimum
trzech ludzi), ktoremu sie przypomnialo ze nie odprawilismy sie
przed wyplynieciem. No coz, po Szwecji gdzie nikt nie intresowal sie
nami ani jak przyplywalismy ani jak wyplywalismy byl to maly szok.
Panowie ze strazy zazadali jakis dokumentow i okazalo sie, ze te troche
papierow jakie juz mielismy po kontroli nawodnej panow z tej samej branzy
(jeszcze zanim wplynelismy do Helsinek) nie wystarczy :-(( ...
... musielismy "odwiedzic" jeszcze jeden port finski coby dopelnic
formalnosci. Padlo na wysepke - baze wojskowa Uto, lepiej nie mozna bylo
wybrac.
Dwa kroki w prawo - DANGER ! , dwa kroki w lewo - DANGER ! : po prostu
cudownie, a wysepka byla naprawde sympatyczna gdyby tylko nie to wojsko.
To juz chyba u nas jest lepiej :-)
Zastanawialismy sie czy moze przypadkiem jak my bylismy na wakacjach
Finowie nie weszli na sciezke wojenna np: z Ruskimi ;-)))
Chcielismy (ja i moja zaloga) kiedys wykazac sie swoimi umiejetnosciami
zeglarskimi przy przechodzeniu pod mostem.
Plan byl taki:
1)podejscie (na zaglach) na odleglosc ok 10m przed mostem
2)odszeklowanie sztagu i pochylenie paly tak by nie zachaczyla o tregry
3)miniecie mostu
4)postawienie paly
Niestety wiatr juz wtedy zupelnie zdechl, wiec postanowilismy zrzucic zagle
i kontynuowac dzielo na "salucie". Wygladalo to tak:
Doplywamy do mostu, szekla odkrecona i zaczynamy klasc pale.
Nagle wszyscy zrobili :o , czemu pala nie chce sie polozyc wiecej niz o ok.
20 stopni? Czasu, zeby sprawdzic, co sie dzieje bylo za malo.
Gdy maszt uderzyl o tregry, pochylil sie o nastepne 20 stopni, a my
uslyszelismy tylko trrrrr... No ja!!! Teraz juz bylo wszystko jasne - fok
zachaczyl o knage dziobowa.
Kiedys opisalem tu, jak ganialismy Tangiem windsurfingowcow, co spotkalo
sie ze zgorszeniem. Nie napisalem tylko, ze dosc smiesznie sie to
skonczylo, tyle, ze nie mnie bylo do smiechu.
Otoz, kiedy doprowadzilismy juz windsurfingowca do nerwowego zalamania i
ucieczki z jeziora postanowilismy zrobic triumfalna rundke przy brzegu.
No i kiedy przeplywalismy tak 15 metrow od pomstujacej grupki znajomych
wspomnianej zwierzyny zahaczylismy mieczem o dno i stanelismy. Na moment,
bo wiedzielismy, ze bylo plytko i ktos czuwal przy mieczu, ale zawsze.
Wzbudzilo to zrozumiala reakcje a nam ujelo nieco glorii chwaly.
Ale i tak bylo wesolo :^)
Kiedys (bylo to jakos krotko po powrocie z wakacji) po uprzatnieciu
mieszkania zupelnie odruchowo zrobilem piekna buchte na kablu od odkurzacza
:-).
A ja po powrocie z wakacji pompowalam wciaz noga wode, gdy zmywalam
gary...
A ja wyrwany telefonem z glebokiego snu o 9 nad ranem, ryknalem do sluchawki
(zdaje sie, ze snily mi sie jakies lodki czy cos takiego...)
Na mistrzostwach Polski 1996 klasy 420 w Borsku
przed startem do jednego z wyscigow sedzia glowny
regat, chcial nauczyc jakiegos mlodego czlowieka
jak sie przywiazuje flagi. Niestety podczas pokazu
sedzia utopil flage I sygnalizujaca falstart ind.
Pech chcial, ze w tym wyscigu byl jeden wyrazny
falstart, ktory komisja z braku innych mozliwosci puscila.
Skonczylo sie to protestem na komisje, ktory, czym sie
zawsze chwale, wygralem.
Czekam na wszelkie krytyczne uwagi.